x 40
» wołała. Nie
nia, ale Ka-
+ spełnił czyn
z sobą w są-
li się też czę-
rozmawiając,
na ulicy, lub
najlepiej ba-
rynek dość
narków usta-
i, wstążkami
tedy straszny
błoto, zapach
lecz obok tego
'< rozkładam
złowiek, który
iki, corocznie
obie izdebkę
e przy okazji
przysmaczek.
em z przyja-
lzieci z przy-
tał opowiadać
ej rzeczy, na-
opowiedział
»bojgu prześliczną, której przez czas długi zapo-
mnieć nie mogły.
Bo też nie była to zwykła historja, sami po-
słuchajcie tylko: :
Na straganie leżały dwa śliczne pierniki: żółty
"hłopiec w kapeluszu i różowa pasterka bez ka-
pelusza. Twarze miały zwrócone na bok i mogły
się na siebie patrzeć, chociaż trochę zezem; ale
oprócz tego chłopiec miał z lewego boku gorzki
migdał, zamiast serca, dziewczynka zato była
z najczystszego miodu. Rozumie się, że wyglądali
lak wspaniale tylko z tej sirony, na którą się pa-
Irzy, bo drugiej i tak nie widać.
Chłopiec i pasterka leżełi obok siebie na stra-
sanie bardzo długo: nie sprzedawano ich, gdyż
przeznaczone były na wysiawę, jako najpiękniej-
sze. A ponieważ leżały obok, patrzyły wciąż na
siebie i były: bardzo piękne, więc się podobały, so-
bie i pokochały się nawzajem. Tylko żaden z pier-
ników nic nie mówił o tem drugiemu.
— On powinien odezwać się pierwszy, bo jest
chłopcem — mówiła do siebie dziewczyna, ale nie
wymagałaby nawet wyrazów, gdyby tylko wie-
lziała, że jest kochaną nawzajem.
Chłopiec myślał inaczej: różowa sąsiadka bar-
dzo mu się podobała i marzył, że jest bogatym pa-
niczem, ma pełną kieszeń złota, więc ją kupuje
dla siebie i zjada.
Kilka tygodni leżały pierniki na stole i bardzo