123
onę, więc
iekawym
' na sWo-
nanienka.
" mu się,
Hugo. To
wszyst-
1% posta-
Udał się do »Margaritkic, która — jak wiado-
no — jest dobrą wróżką, złożył pocałunek na ka-
dym płatku jej białej korony, bo z natury był
zuły i serdeczny, a potem przemówił:
— Najdroższa, najmądrzejsza pani Margariiko,
wiem, że nikt nie dorówna ci w mądrości, Że
umiesz przepowiadać przyszłość. Bądź więc tak
dobrą i powiedz mi, który kwiatek mam wziąć za
żonę? Nie chciałbym się oświadczać nadaremnie.
Ty wiesz, który mnie kocha, więc za twoją radą
pójdę bez namysłu.
Ale Margaritka nie mu nie odpowiedziała. Byla
obrażona, że ją nazwał ypanią«, kiedy też nale-
żała do młodych panienek; przecież to powinien
widzieć! Przyczem tyłko starsze całuje się w pła-
tiki korony, na znak uszanowania, ale z panien-
kami tak postępować jest nieprzyzwoicie.
Więc nie odpowiedziała.
Motył zapytał raz, drugi i trzeci — napróżno.
Bardzo go to zdziwiło, ale że bał się nudów i ka-
zania, więc odleciał, nie przepraszajac. I sam da
schie radę.
Był to piękny dzień wiosny. Bieluchne konwa-
lje i śliczne dzwonki tylko co się rozwinęły. Mo-
tyl przypatrywał im się z każdej strony.
— Pardzo ładne, śliczne! — mówił do siebie -—
jasne i niewinne, ale... podlotki, peńsjonarki. Wo-
lałbym coś poważniejszego.
Lilje zwabiły go czystym kielichem, ale były
za duże i trochę za sztywne; fiołki niepozorne